Co prawda czapek nigdy dość... A poza tym jakieś pomysły mi się cisną do łepetyny, to co mam zrobić? Trzeba je realizować, chyba...
Najlepsze jest to, że chyba każda dziergająca na drutach dziewczyna już robiła czapkę "ślimaka", a ja na szarym końcu.
Ale przyszło mi do głowy, że może by tak wrobionym warkoczem ją potraktować.
No i zaczęłam kombinacje alpejskie z głowy najpierw i wyszła mi czapka taka o:
Już ją noszę, bo kocham czerwień!
A tu wersja przebarwiona, co by zobaczyć w innej wersji kolorystycznej i będę dziergać dla męża swojego i to nawet z pomponem. Tylko nie wiem, czy jeszcze w tym sezonie, bo coś za ciepło się zrobiło.
No i w końcu poszłam po rozum do łowy, poczytałam w sieci, jak się robi tradycyjnego "ślimaka" i wymodziłam swojej młodszej córci taki komplecik:
Najgorzej, że zapasy włóczkowe ostatnio topnieją mi coraz bardziej i jakaś dziwna panika mnie ogarnia w związku z tym!
Muszę to zmienić, bo równowaga musi być, czyli odpowiednie zaplecze włóczkowe... ;)
Czy Wy też tak macie?
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wszystkie odwiedziny i przemiłe komentarze!!! <3